sobota, 16 lutego 2013

My name is No-Name.

Jak powszechnie wiadomo genialne pomysły wpadajom człowiekowi do głowy, kiedy się najmniej tego spodziewa lub... gdy musi się uczyć. Należę do osób, które nie lubią geografii, podstaw przedsiębiorczości oraz nie jestem też wielką fanką przysposobienia obronnego. Jako, że głównie na tych przedmiotach (w szczególności na geografii) nagle dostaję przypływu kreatywności, ponieważ wszystko jest ciekawsze byle nie słuchanie o glebach i warstwach wodonośnych... zwykle to na tym przedmiocie powstają moje lepsze prace w formacie "mini" na czystej kartce, którą akurat znalazłam w zeszycie.

Odbiegłam od tematu. Niedawno, może jakiś miesiąc temu, może dwa miałam dużo sprawdzianów i zamiast się uczyć rysowałam coś-nie-coś w szkicowniku łącząc ze sobą z pozoru nie pasujące elementy. I tak oto powstało moje ukochane No-Name. Połączenie kobiety, koziorożca oraz kozy lub czegoś kopytnego, co od czasu do czasu zmienia formę na taką z sześcioma rękami, czemu nadałam rodzaj nijaki. Cechą charakterystyczną są rogi oraz uśmiech-usta, które są... coś jakby pionowymi dziurami w skórze, płaski nos i podłużne oczy wypełnione... no w zasadzie niczym, bo są puste lub po prostu czarne. Dlaczego akurat tak? Skąd mam to wiedzieć? Stworzyłam to, czy co?...No cóż... Niemniej stało się to moją ulubioną postacią i elementem najczęściej występującym w szkicowniku A5.

Zapoznanie z postacią:


Czasami po prostu boję się tego, co może siedzieć w mojej głowie... Miejmy nadzieję, że tam zostanie i nie zostanie uwolnione... bo wtedy nie chciałabym już być na tej planecie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz